sobota, 17 listopada 2012

Rozdział 7 " jesteś inna"


Kiedy otworzyłam drzwi wejściowe do domu zobaczyłam kopertę leżącą na podłodze. Podejrzanie równo i tak jakoś tajemniczo. Podniosłam ją z podłogi i obejrzałam z każdej strony, ale nie była zaadresowana. Rozerwałam biały papier i rozłożyłam kartkę złożoną na cztery części.
Przestań węszyć – przeczytałam głośno. Czyli mój sen to nie była fikcja? Nie, to niemożliwe, przecież to był tylko sen tak jak i każdy inny. Zgniotłam kartkę i wyrzuciłam do kosza. To jakaś wielka paranoja mimo to nie mogłam się uspokoić. Wyszukałam w torebce telefon i zadzwoniłam do Maxa. Jeśli ma mnie chronić powinien tu być. Usłyszałam odgłos podnoszonej słuchawki.
- Max?
- Tak, o co chodzi?
- Musisz do mnie przyjechać.
- Kate, nie mam zamiaru ci nic tłumaczyć.
- Nie chodzi o to… chyba ktoś mi grozi….
- Za dziesięć minut będę. – rozłączył się a ja zyskałam trochę spokoju. Otworzyłam szafkę i wyszukałam w koszu zgnieciony list. Rozprostowałam go na stole i czekałam na dzwonek do drzwi. W końcu Max przyjechał. Jego włosy były mokre a po nagim torsie spływały gdzieniegdzie małe kropelki wody. Pewnie był surfować, morze dziś jest idealnie wzburzone.
- Co jest? – bez słowa podałam mu kartkę i poczekałam na jego reakcję. Zaskoczył mnie, myślałam, że zareaguje zupełnie inaczej a tymczasem w ogóle się tym nie przejął. – No i co?
- Jak to co? Ktoś mi grozi!
- To tylko głupia kartka, pewnie ktoś z twoich przyjaciół chciał zrobić żart.
- A moje sny też są głupie?!
- Jakie sny? – zaciekawiony utkwił we mnie wzrok. Opowiedziałam mu dokładnie wszystko co zaszło przez te dwie noce oczywiście nie pomijając epizodu z Victorią. Moje słowa bardzo go przejęły. Wyciągnął telefon z kieszeni i zadzwonił po mojego ojca. Po kilku minutach pojawił się w drzwiach a chwilę po nim mama. Wszyscy razem usiedliśmy na kanapie i czekaliśmy aż ktoś zacznie rozmowę. W końcu nie wytrzymałam.
- Możecie mi wyjaśnić o co tu chodzi? – mama z ojcem wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Max siedział na fotelu naprzeciwko mnie, ale jakby był wyłączony z tego wszystkiego. Siedział tylko i był wpatrzony w kubek ciepłej herbaty, którą przed chwilą mu zrobiłam. Był z nami chyba tylko dlatego, że musiał niż chciał.
- Kate, jesteś inna niż myślisz – zaczęła mama – ja i twój ojciec nie jesteśmy zwykłymi osobami. Zarówno ja jak i John mamy takie same korzenie, jesteśmy nefilami. – gdzieś już słyszałam to słowo… no tak! Mama kilka lat temu opowiadała mi historyjki o tych postaciach, ale nie miałam pojęcia, że jestem jedną z nich. Jak to możliwe? Nefil to istota posiadająca nadprzyrodzone zdolności. Kiedyś słyszałam historię, że nefil to dziecko człowieka i upadłego anioła.
- Jak to?
- Moi rodzice są nefilami od kilku pokoleń. Twój ojciec jest synem upadłego anioła, dlatego nigdy nie poznałaś dziadka. Rok temu musiałaś wyjechać, ponieważ groziło ci straszne niebezpieczeństwo, skończyłaś już szesnaście lat, ale nadal nie mogłaś zadbać o samą siebie. To idealny wiek, aby anioł zapanował nad twoim ciałem na całe dwa tygodnie. Na te dwa tygodnie upadłe anioły stają się ludźmi i mogą wszystko czuć, a więc także zapładniać kobiety, przez ten czas nie wiesz co się z tobą dzieje. Wiesz wszystko, ale ktoś inny panuje nad twoim ciałem, aby cię przed tym ostrzec musieliśmy cię ukryć w jakimś dalekim miejscu. – od nadmiaru informacji rozbolała mnie głowa, lecz niestety to składało się w logiczną całość. Siedziałam wpatrzona w kubek tak jak Max przed chwilą. Nie mogę sobie wyobrazić jak to możliwe, ze nie jestem zwykłym człowiekiem.
- Kate, jest jeszcze jedna informacja. Musisz znów wyjechać.
- Co?
- Ta Victoria to prawdopodobnie upadły anioł, nie wiemy czego od ciebie chce, ale nie możemy cię narażać. Max zawiezie cię do specjalnej szkoły i zostanie tam z tobą dopóki nic nie będzie ci grozić.
- Czyli ile?
- Przynajmniej miesiąc. – ku jego zdziwieniu nie wybuchnęłam gniewem, nie zrobiłam awantury, wręcz przeciwnie. Chciałam powiedzieć, że są wakacje i nie mam zamiaru jechać do żadnej szkoły, lecz tego nie zrobiłam. Zachowałam stoicki spokój i poszłam do pokoju spakować rzeczy. Po chwili doszła do mnie mama i pomogła zabrać to co najpotrzebniejsze. Okazało się, że mam wyjechać już teraz, Max pojechał do domu skoczyć po torbę( był już przygotowany) i za chwilę ma podjechać po mnie. Miałam przynajmniej nadzieję, że będę mogła pożegnać się z dziewczynami, lecz mój ojciec nie rozumie co to przyjaźń. Z jednej strony doskonale go rozumiem. Martwi się o życie jego jedynej córki, ale mógłby czasami okazać mi trochę zrozumienia i współczucia. Po pół godziny siedziałam już w aucie i machałam do stojących na podjeździe domu -rodziców.
- Długo będziemy jechać?
- Ponad sześć godzin. Jesteś głodna? Mam kilka kanapek.
- Nie dzięki. Jak poznałeś mojego ojca?
- Nasi rodzice poznali się na jakimś balu czy czymś takim w zeszłym roku. To moja matka wymyśliła, abyś wyjechała do Włoszech i obiecała, że zajmę się tobą kiedy wrócisz. Byłem wtedy na nią strasznie zły, ale musiałem. W mojej rodzinie szacunek to podstawa, nie mogę zgłosić sprzeciwu rodzicom a tym bardziej w takiej sytuacji.
- Ile masz lat? Podobno po wyglądzie nie można oceniać nefila.
- Tak, starzejemy się wolniej, ja mam 19 lat.
- Myślałam, że jesteś bardziej niezależny i męski.
- Wątpisz w moją męskość? – Max był lekko wzburzony. Poczułam jak zaczynam wstępować na niebezpieczny grunt, ale nie zamierzałam się wycofywać.
- Cały czas słuchasz tego co mówią ci dorośli, nigdy nie masz własnego zdania, czy to nie jest wystarczający dowód? – samochód zaczął przyspieszać. Pożałowałam tych słów, lecz nie miałam zamiaru przepraszać. Jeszcze nie teraz, w tym momencie trafiło do mnie to wszystko, ta cała chora sytuacja. Nie chcę jechać do jakiejś obcej szkoły, w której będę siedziała miesiąc a nawet i dłużej tylko dlatego, aby zadowolić mojego ojca.
- Zwolnij!
- Lubię szybką jazdę.
- Zachowujesz się jak rozwydrzony bachor! Dlaczego? Bo śmiałam zakpić z twojej dumy i honoru, masz rację to bardzo rozsądne zachowanie, ale przyznajesz mi tym rację.
- Zamknij się i pozwól mi prowadzić.
- Zatrzymaj samochód!
- Proszę – powiedział kiedy wjechaliśmy na parking obok jakiejś stacji paliw. Zabrałam torebkę z tylnego siedzenia i wychodząc mocno trzasnęłam drzwiami. Noc otulała mnie swym mrokiem z każdej strony jednak nie miałam zamiaru rezygnować z mych postanowień. Nie wrócę do samochodu choćby nie wiem co. Szłam przed  siebie i nawet nie wiedziałam gdzie jestem.
- Kate, wracaj do samochodu – powiedział nieco spokojniej, ale wiedziałam, że to tylko pozory. W głębi duszy był na mnie strasznie zły. Nim zdążyłam mrugnąć stałam obok samochodu. Max przyciskał moje ciało do maski samochodu i poczułam jego ciężki oddech. W świetle księżyca wyglądał strasznie przystojnie. Nie wiem, dlaczego, lecz w tamtej chwili miałam ochotę zatopić się w jego ustach i poczuć dotyk jego rąk na mojej skórze. Na szczęście w porę opamiętałam moje myśli. Widziałam w jego oczach kompletną dezorientację. Jeszcze sekundę temu był na mnie wściekły a teraz jakby cala złość z niego uleciała. Spojrzał mi głęboko w oczy jakby chciał powiedzieć coś czego nie może i sprawia mu to wielki ból. Odwróciłam wzrok ułatwiając nam obojgu wyjście z tej niezręcznej sytuacji.
- Wsiadaj do samochodu – wyszeptał i otworzył mi drzwi. Usiadłam na siedzeniu i ruszyliśmy. Do końca podróży nie odezwałam się ani słowem. Po kilku minutach zasnęłam oparta głową o szybę samochodu. 

***
Dawno mnie tu nie było. Nie wiem czy ktokolwiek przeczyta to co napisała, ale trudno. Chyba muszę to jakoś zakończyć. Co prawda mam jeszcze 7 rozdziałów, ale wena już mnie opuściła. Nie mam pojęcia co pisać i jak to zakończyć. Zaczęłam to opowiadanie z nadzieją, że nagle mnie oświeci i będę miała na to koncepcję, ale tak się nie stało. No trudno. Nie wiem czy jeszcze coś tu opublikuję. Jeśli zobaczę jakieś komentarze pod tym to pewnie tak. 
Chciałabym zaprosić was wszystkich, którzy to czytacie na mojego drugiego bloga z nowym opowiadaniem. Mam już zarys co się będzie w nim działo, dlatego mam nadzieję, że je dokończę ; )
Zapraszam i dziękuję za wszystkie komentarze tutaj jak i na nowym blogu : 

only-one-love-one-life.blogspot.com

xoxo Tyśka : D 

piątek, 7 września 2012

Rozdział 6. Zaufanie


Odwróciłam się żeby wejść do domu i zobaczyłam jak Paula wychodzi od siebie z tajemniczą osobą. Lepszej okazji może nie być – pomyślałam i krzyknęłam do dziewczyn. Przystanęły na ulicy i skierowały wzrok w moją stronę. Kiedy zobaczyłam Victorię zamurowało mnie. To ta z mojego snu! Piękna rudowłosa dziewczyna stała naprzeciwko mnie i jakby nie zwracała uwagi na to, że wpatruję się w nią jak w obrazek. Jedynie kolor oczu miała inny, z krwisto czerwonych  teraz miała bordowe podpadające pod piwne.
- Hej, co jest? – zapytała Paula i wyrwała mnie z zamyślenia.
- Pomyślałam, że może mogłybyśmy odświeżyć nasze kontakty i spotkać się od czasu do czasu.
- Jasne... idziesz z nami? - zaproponowała po chwili namysłu.
- Poczekajcie na mnie, wezmę tylko pieniądze. – liczyłam na zaproszenie. Wiedziałam, że muszę jakoś poznać tą Victorię. Nie wiem dlaczego, przecież nie powinnam jej o nic podejrzewać, ale jakaś cząstka mnie mówiła, abym nie próbowała jej ufać. Pobiegłam do domu, wzięłam pieniądze, założyłam getry czarną tunikę, sandały , kapelusz i mogłyśmy iść. Pojechałyśmy taksówką do Goldena to chyba najbardziej ekskluzywny klub w całym San Francisco i strasznie drogi. Kupiłyśmy sobie po kieliszku martini i usiadłyśmy przy stoliku. Na parkiecie tańczyło już kilka osób, ale to był dopiero początek. Cała impreza miała dopiero się zacząć. Coraz więcej osób przychodziło na dyskotekę i zaczynali tańczyć. Kilka razy próbowałam zacząć rozmowę z Victorią na jej temat kiedy Paula tańczyła z jakimś napalonym macho, ale zawsze go zmieniała lub udawała, że nie słyszała. Po kilku piosenkach miałam dosyć zagadywania jej na siłę. I tak nic nie wskóram – pomyślałam i zrobiłam kolejnego łyka martini.
- Zatańczymy? – usłyszałam propozycję wyszeptaną mi na ucho. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Maksa. Był ubrany cały na czarno, ale i w tym kolorze było mu do twarzy. Podałam mu rękę i zaczęliśmy tańczyć. Co chwilę ktoś ocierał się o mnie lub uderzał ramieniem, ale takie już są zasady tańca. Wiedziałam już, że Max świetnie tańczy dlatego pozwoliłam aby mną pokierował.
- Nie podoba mi się ta Victoria, uważaj na nią. – wykrzyczał.
- Dlaczego? Nic ci o niej nie mówiłam, znasz ją? – spojrzałam mu prosto w oczy, ale odwrócił wzrok. Skąd on o niej wiedział?
- Znam ją, po prostu nic jej nie mów zwłaszcza o mnie dobrze?
- Jasne – powiedziałam. Co miałabym jej mówić jak nawet nie odpowiada na moje pytania. Tańczyliśmy dalej póki nie skończyła się chyba już piąta piosenka. Podeszłam do baru i zamówiłam kolejny kieliszek martini. Kiedy czekałam aż ktoś zrealizuje moje zamówienie zauważyłam Thomasa i Corrie. Siedzieli w kącie przy stoliku i całowali namiętnie. Na ten widok zrobiło mi się strasznie niedobrze. Poczułam nagły przypływ zazdrości. Max wyszedł zadzwonić, ale kiedy wróci muszę coś zrobić.
- No jestem – po kilku minutach znów był obok mnie. Dopiłam martini do końca i znów ruszyliśmy na parkiet. Tym razem to ja go poprowadziłam. Specjalnie podeszłam do stolika tej „słodkiej” pary, żeby Thomas miał okazję mnie zobaczyć. Starałam się zwrócić jego uwagę na siebie i w końcu to mi się udało. Kiedy czułam jego wzrok na mnie przysunęłam moje ciało bliżej Maxa i zbliżyłam moje wargi do jego. Proszę nie oddalaj się – pomyślałam i namiętnie go pocałowałam. Na początku był lekko rozkojarzony, ale po chwili przejął pałeczkę. Poczułam jak na moich policzkach rosną rumieńce. Teraz dopiero uzmysłowiłam sobie mój błąd. To było takie nieodpowiedzialne. Wykorzystałam Maxa żeby wzbudzić zazdrość na moim byłym. Oddaliłam głowę od Maxa. Przez chwilę nie wiedziałam co zrobić.
- Twój ojciec mnie zabije…
- Co? – niedosłyszałam co powiedział. Muzyka grała tak głośno, że nie mogłam usłyszeć nawet własnych myśli.
- Nie nic – odpowiedział tylko i przytulił do siebie. Poczułam się jeszcze bardziej podle. Co jeśli on jest we mnie zakochany i tym sposobem dałam mu nadzieję? To tylko kolega a ja go perfidnie wykorzystałam. Czułam niechęć do samej siebie.
- Przepraszam – rzuciłam i wyszłam z klubu.
- Co jest? – Max dogonił mnie i złapał za rękę.
- Przepraszam za to co zrobiłam, to było nie na miejscu, wykorzystałam cię żeby wzbudzić zazdrość w moim byłym. – roześmiał się.
- Wiem dlaczego to zrobiłaś.
- Jak to?
- Widziałem jak specjalnie prowadzisz mnie w tamtym kierunku a później nerwowo zerkałaś w jego stronę, kiedy już zwrócił uwagę ty mnie pocałowałaś.
- Więc… pomogłeś mi.
- Tak, można tak to nazwać a teraz ty pomożesz mi.
- W jakiej sprawie?
- Nie będziesz próbowała spotykać się z Victorią jasne?
- Dobrze, ale dlaczego tak jej nie lubisz?
- Mam swoje powody, kiedyś ci o tym opowiem a teraz idź do dziewczyn i kulturalnie się z nimi pożegnaj będę tu czekał. – weszłam do klubu i odnalazłam w tłumie ludzi Paulę co nie było łatwe. Znów tańczyła z jakimś kompletnie pijanym chłopakiem, który co chwilę tulił głowę do jej piersi. Myślałam, że ma więcej rozumu w głowie.
- Ja lecę, pożegnaj ode mnie Viki i miłej zabawy – rzuciłam i wyszłam na zewnątrz. Max siedział już w samochodzie. Wsiadłam do auta od strony pasażera i odwiózł mnie do domu.

***

Rodzice byli już w domu, ale tym razem o nic nie pytali. Pozwolili mi pójść do pokoju bez zbędnych wyjaśnień. I dobrze w końcu nie jestem już dzieckiem. Sama potrafię o siebie zadbać. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się w łóżku.
 Ktoś mnie goni a ja nie mogę odwrócić twarzy. Biegnę przez ciemny las co chwilę potykając się o kamienie czy wystające korzenie. Mokra, zimna trawa dotyka moich gołych stóp, które zaczynają odmawiać mi posłuszeństwa.  Wiem, że grozi mi niebezpieczeństwo, ale nie mam pojęcia dlaczego. Kto mnie ściga?! Zatrzymuję się i odwracam twarz. W mroku nic nie widzę, lekkie światło księżyca przebija się przez gałęzie drzew, lecz mimo tego jestem w stanie zobaczyć lekkie kontury drzew.
- Kim jesteś? – krzyczę, lecz nie otrzymuję odpowiedzi.
- Odpowiadaj!  -próbuję jeszcze raz, ale i tym razem nadaremno. Serce bije mi coraz szybciej, oddech staje się niemiarowy a po plecach spływa mała kropla zimnego potu. Gorączkowo szukam wzrokiem tajemniczej postaci. Słyszę coraz bardziej donośniejszy śmiech. Próbuję zorientować się skąd dobiega, lecz jakby co chwilę był w innym miejscu. Widzę zarys ciemnej postaci. Jakbym gdzieś już ją widziała… Tylko gdzie?
- Czemu węszysz?
- Co? – zapytałam zdezorientowana.
- Lepiej skończ z tym, dobrze ci radzę! – odpowiedziała i zniknęła.
Obudziłam się jeszcze bardziej przestraszona niż poprzedniej nocy. 03:10 – przeklęta godzina – pomyślałam i usiadłam na łóżku. Mimo lęku podeszłam do okna i zmierzyłam okolicę wzrokiem. Zatrzymałam wzrok na oknie w którym wczoraj widziałam dziewczynę, lecz tym razem nikogo nie spostrzegłam. Założyłam szlafrok i zeszłam na dół do kuchni. Po omacku odnalazłam lodówkę i wyciągnęłam z niej karton soku pomarańczowego. Usłyszałam jakieś głosy dobiegające z gabinetu ojca. Poszłam tam i przystanęłam przed drzwiami. Ojciec z reguły nie pracował o tej godzinie, dlatego lekko mnie to zaniepokoiło.
- Gdzie ją jutro zaprosisz? – usłyszałam jego głos. W gabinecie było dosyć widno, pewnie rozmawiał z kimś internetowo, może przez skypa. Musiałam wytężyć słuch, żeby usłyszeć odpowiedź.
- Jeszcze nie wiem, ale bez obaw będzie bezpieczna.
- Mam nadzieję, że już nic jej nie grozi.
- Ja również – głos rozmówcy był mi znajomy, jakbym gdzieś już go słyszała.
- Max… ufam ci.
- Dobranoc.
Max?! No tak to jego głos, teraz już wiem skąd go znam, ale dlaczego on rozmawiał z moim ojcem i to –bez wątpienia – o mnie! Wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku. O co im chodzi? Dlaczego rozmawiają potajemnie w środku nocy i skąd się znają?  Dziś jestem już zbyt zmęczona, aby robić ojcu awanturę, lecz jutro musze wyciągnąć wszystkie informacje od Maxa. Ktoś musi mi wreszcie wyjaśnić o co tu chodzi.
Tak jak się spodziewałam rano dostałam sms-a od niego.
„Spotkamy się dziś?” przeczytałam głośno. Szybko odpisałam „ Jasne, o 14stej w Goldenie.” – wieczorami to najlepszy klub w mieście za to w dzień idealnie sprawdza się jako kawiarnia. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam szorty i zielony t-shirt. Ostatnio pogoda jest bardzo przyjemna. Wzięłam torebkę i wyszłam z domu. Jak zwykle rodzice byli w pracy. Wcześniej zamówiłam taksówkę, aby nie tłuc się w przepełnionym autobusie. Na miejscu byłam jeszcze przed czasem, dlatego wybrałam stolik i zamówiłam zimną wodę. Max przyszedł lekko spóźniony. Chyba biegł, bo po jego twarzy widać było zmęczenie.
- Hej – rzucił na przywitanie i usiadł naprzeciwko mnie. – co słychać?
- Chcę wiedzieć co cię łączy z moim ojcem.
- Co?
- Nie udawaj zaskoczonego, słyszałam waszą wczorajszą rozmowę, dlaczego rozmawiacie w środku nocy? Masz coś do ukrycia ?
- Kate to nie tak…
- To powiedz jak! Całe życie jestem oszukiwana, musiałam wyjechać nie mam pojęcia czemu, teraz pojawiasz się ty i nawet nie wiedziałam, że znasz mojego ojca!
- Dobrze, musiałaś wyjechać, bo groziło ci niebezpieczeństwo.
- To już wiem. – przerwałam mu.
- Nie jesteś tym kim myślisz.
- Co?!
- Twój ojciec prosił mnie, abym był twoim strażnikiem. Muszę cię chronić.
- Przed kim?
- Nic więcej nie mogę ci powiedzieć. Muszę iść, pa- odpowiedział i wyszedł. Po prostu wyszedł a ja nic nowego się nie dowiedziałam. Byłam strasznie zła, dopiłam wodę i pojechałam do domu.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział 5. Victoria


Kiedy tylko Dorothea wyszła z domu odczekałam pięć minut aż zniknie za zakrętem i zrobiłam to samo. Poszłam do domu sąsiadów z nadzieją, że wczorajszej nocy coś mi się przewidziało. Zajrzałam przez okno do środka, ale nie zobaczyłam, żadnego ruchu. Po chwili drzwi lekko się uchyliły.
- Dzień dobry pani Jones – przywitałam kobietę.
- Dzień dobry Kate, co cię do nas sprowadza?
- Chciałam się tylko upewnić, że wszystko w porządku. – uśmiechnęłam się – dawno państwo wrócili?
- Jakąś godzinkę temu. Co miałoby być nie w porządku ?
- Nic nic. Wczoraj w nocy coś mnie zaniepokoiło i dlatego przyszłam do państwa dzisiaj.
- A tak! Paula zaprosiła na noc koleżankę i pewnie siedziały do późna.
- Ach, w takim razie do widzenia. – pożegnałam sąsiadkę i wróciłam do domu. Paula to córka moich sąsiadów. Jest rok młodsza ode mnie, ale od kilku lat nie utrzymujemy bliskich kontaktów. Kiedy zmieniłam szkołę nasz kontakt jakoś się urwał sama nie wiem dlaczego. Usiadłam na kanapie i zaczęłam oglądać telewizję. Akurat leciał mój ulubiony serial a ja byłam lekko w tyle z odcinkami. We Włoszech mogłam oglądać odcinki tylko internetowo a nawet na to nie miałam czasu. Cały czas byłam pochłonięta nauką. Po południu odgrzałam obiad, który przygotowała Dorothea i na 15stą umówiłam się z Maxem na plaży. Wychodząc z domu spotkałam Paulę. Bardzo zmieniła się przez ten rok. Blond włosy lekko jej rozjaśniały a piegi na nosie nasiliły się. Jedyne co pozostało niezmienne to jej wzrost, zawsze była sporo wyższa ode mnie co przyczyniało się do jej szybkiej kariery w modelingu. Już dwa lata temu całe San Francisco mogło oglądać jej twarz reklamującą żel do twarzy dla nastolatków. Nie wiem czemu ostatnio na jej temat nic nie słyszałam.
- Hej – krzyknęłam. Dziewczyna stanęła jednocześnie rozglądając się kto to powiedział. Pomachałam jej ręką na znak, aby za mną poczekała.
- Cześć – odpowiedziała kiedy podeszłam bliżej.
- Gdzie się wybierasz?
- Idę do kina z chłopakiem a ty?
- Jadę na plażę. Słyszałam, że wczoraj nocowałaś z koleżanką w domu?
- Tak, choć właściwie to nie. Miałyśmy imprezować całą noc, ale Victoria źle się poczuła i wróciła sama do domu. Niby miałam z nią wrócić, ale powiedziała żebym nie psuła sobie zabawy. Wiesz jak to jest. – uśmiechnęła się lekko.
- Czyli była sama w twoim domu?
- Tak, ale ufam jej. Mimo, iż znam ją dopiero od początku czerwca bardzo ją polubiłam. Jak było w Europie? – zmieniła temat.
- Całkiem dobrze, ale w domu najlepiej. – musiałyśmy się pożegnać gdyż doszłyśmy już do przystanku. Paula wsiadła do autobusu a ja ruszyłam dalej na plażę. Ta Victoria bardzo mnie zaniepokoiła chyba jednak nie jest taką dobrą przyjaciółką Pauli, albo ja zbyt pochopnie ją osądziłam.
Max czekał już na mnie, lekki wiatr uderzał w jego wyrzeźbione mięśnie. Wyglądał bardzo męsko, kiedy podeszłam bliżej poczułam silną woń perfum chyba Armani Mania. Odwrócił głowę w moją stronę i szeroko się uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech.
- Na co masz ochotę? – zapytał.
- Zależy co proponujesz.
- Kino? – szczerze mówiąc liczyłam na coś bardziej oryginalnego. Np. randka na szczycie mostu Golden Gate, lub coś w tym stylu. Kino lekko mnie rozczarowało, ale przytaknęłam na jego propozycje. Chciałam iść w stronę starego budynku „Cinema”, ale Max złapał mnie za rękę i pociągnął w drugą stronę.
- Co jest? – zapytałam kiedy zauważyłam, że idziemy w kompletnie innym kierunku.
- Niespodzianka. Mogę zasłonić ci oczy? – oo nie, pomyślałam. Czy to ta scena kiedy naiwna dziewczyna daje zaprowadzić się po omacku do przyjemnego miejsca a w rezultacie zostaje zgwałcona na leśnej polanie? Maks chyba wyczuł mój niepokój, bo uśmiechnął się przyjaźnie i zapewnił, że nic mi nie zrobi. Wiem, że nie można nikomu ufać na słowo, ale spróbowałam mu zaufać. Wsiadłam do jego czarnego jeepa i ruszyliśmy w drogę. Szybko straciłam orientację gdzie jesteśmy, dlatego przestałam skupiać się na jeździe i wsłuchałam w słowa piosenki lecącej w radio. Po pięciu minutach byliśmy na miejscu. Max odsłonił mi oczy i zobaczyłam duży ekran kina samochodowego. Czyli jednak nie zawiodłam się. Rozejrzałam się w około i spostrzegłam, że oprócz nas jest jeszcze dużo samochodów.
- Te kinowe reklamy są denerwujące – zaczął, ale ja nie miałam ochoty kontynuować tematu choć miałam na ten temat dużo do powiedzenia. Skupiłam się na ekranie i po prostu nie słyszałam co do mnie mówi. Film trwał prawie dwie godziny. „Miasto Aniołów” – tytuł nie miał kompletnie nic wspólnego z wyświetlanym obrazem.  Mało z niego zrozumiałam, nie był zły, ale jakoś nie mogłam połapać się w całej akcji. Na początku bohaterka była małym osieroconym dzieckiem a kilka minut później grała zdesperowaną nauczycielkę, która nie odróżnia sukienki od spódniczki jak zauważyłam. Ogólna wymowa filmu to „nie ufaj każdej osobie” czyli np. takiej Victorii. Nie wiem dlaczego akurat jej przykład przyszedł mi do głowy. Jeśli coś z nią nie tak muszę ostrzec Paulę, lecz na razie nawet nie wiem jak wygląda ta cała Viki. Czas odświeżyć kontakty sąsiedzkie.
- Jak podobał się film ?
- Był całkiem dziwny, ale miło spędziłam ten czas. – odpowiedziałam.
- Cieszę się... może pojedziemy na kolację?
- Z przyjemnością. – zapięłam pasy i pojechaliśmy. Max zaprosił mnie do drogiej restauracji na obrzeżach miasta. Budynek zbudowany na skale z pięknym widokiem na ocean i akurat zachód słońca. W życiu nikt nie zaprosił mnie do piękniejszego miejsca. Usiedliśmy na tarasie i złożyliśmy zamówienie. Cały wieczór rozmawialiśmy i opowiadaliśmy sobie historię z naszego dzieciństwa a później Max odwiózł mnie do domu.
- Dziękuję za ten miły wieczór- pocałowałam go w policzek.
- Dziękuję, że zgodziłaś się ze mną spotkać. – uraczył mnie kolejnym słodkim uśmiechem i zamknęłam drzwi jego samochodu. Stałam jeszcze przez chwilę na ulicy odprowadzając go wzrokiem póki nie zniknął za zakrętem.

środa, 8 sierpnia 2012

Rozdział 4. Sen


Światło w kuchni było zapalone. No tak! Zapomniałam, że rodzice mieli wrócić koło północy a była już 23:36. Pewnie nieźle mnie skarcą za moją małą ucieczkę z domu. Normalnie nigdy nie mieli do mnie pretensji, za moje późne powroty do domu, lecz zawsze musiałam im mówić gdzie idę, z kim i o której przewiduję wrócić. Choć właśnie skończyłam 11 klasę i niedługo będę pełnoletnia, no może nie do końca, bo urodziny miałam dopiero dwa miesiące temu, ale szybko zleci. Mimo mojego wieku te zasady nadal panowały u mnie w domu. Nie miałam tego za złe rodzicom i z przyzwyczajenia zawsze uprzedzałam ich gdzie się wybieram. Tym razem jednak zapomniałam zostawić kartkę. Otworzyłam drzwi i po cichu weszłam do środka. Usłyszałam jak ojciec ogląda telewizję w salonie a mama krząta się w kuchni. Spróbowałam cicho zamknąć drzwi wejściowe, lecz niestety trochę mi to nie wyszło.
- Kate to ty? – usłyszałam głos ojca. Poszłam do salonu i usiadłam obok niego.
- Gdzie byłaś? – wiedziałam! Bez tego pytania się nie obejdzie choć miałam małą nadzieję.
- Byłam na spacerze a później na dyskotece.
- Z kim?
- Nie znasz, kolega ze szkoły.
- O czym mówicie? – w drzwiach pojawiła się mama. W ręku trzymała chipsy i dwie puszki piwa, które schowała za siebie. W domu rodzice nigdy nie pili alkoholu. Nie wiem dlaczego schowała je za siebie, przecież dobrze wiem co to jest i jak smakuje choć mama pewnie myśli, że nie mam o tym zielonego pojęcia. Czasami ich zachowanie jest bardzo zabawne.
- Kate była z kolegą w klubie – odpowiedział jej tato.
- Miłego wieczoru a właściwie już nocy, idę spać dobranoc – rzuciłam i poszłam do mojego pokoju. Wzięłam gorącą kąpiel po czym położyłam się spać.
Szybko zasnęłam.
 Moim oczom ukazała się jasna postać klęcząca na polanie. Zaraz… ja byłam na polanie. Widziałam klęczącego mężczyznę ze związanymi rękoma brudnego od krwi, chyba jego krwi. Nad nim pochylała się piękna kobieta, blask bił od niej jakby nie była człowiekiem. Szeptała na ucho mężczyzny słowa, których nie mogłam usłyszeć i domyślałam się co zaraz zrobi.
- Nie! – krzyknęłam, ale nikt nie zareagował. Jednym zwinnym ruchem skręciła mu kark. Upadł bezwładnie na trawę i niemal widziałam jak uchodzi z niego życie. Chciałam przyjrzeć się bardziej rudowłosej kobiecie. Burza loków osłaniała jej twarz, podeszłam do niej i zobaczyłam krwisto czerwone oczy. Nikt takich nie ma nawet jeśli założy soczewki. Odwróciła głowę jakby wyczuła mój wzrok, spojrzała na mnie wzrokiem jakiego u nikogo w życiu nie widziałam. Był pełen złości, lęku i żądzy nie mam pojęcia czego. Próbowałam wycofać się jak najdalej, lecz upadłam na zimną i mokrą od rosy trawę. Obudziłam się.
Byłam cała mokra od potu i miałam nierówny oddech. Sprawdziłam godzinę na zegarku – 03:08. Nieźle mnie to wystraszyło. Potrzebowałam świeżego powietrza po tym co przed chwilą zobaczyłam, to było takie realne...Usiadłam na parapecie i próbowałam ochłonąć po nocnym koszmarze. Wiatr lekko kołysał liście drzew. Omiotłam wzrokiem okolicę i zatrzymałam wzrok na domie sąsiadów. Z ich jednego okna ktoś bacznie mi się przyglądał. Pan i pani Jones wyjechali na romantyczny weekend we dwoje a ich córka na ten czas miała zatrzymać się u ciotki. Nie, zdecydowanie to nie mogła być kobieta. Zamrugałam kilka razy i spróbowałam wytężyć wzrok, ale jakby postać z okna zniknęła. Moje serce zaczęło mocniej bić, zeszłam z parapetu i zsunęłam rolety. Wróciłam do łóżka próbując wyśnić przyjemny sen.
Rano wstałam kiedy wszyscy byli już w pracy. Dziś przyszła do nas pani Dorothea, więc nie musiałam samemu robić śniadania. Zrobiła mi jajecznicę i zabrała się za czyszczenie zlewu. Nie chciałam jeść w samotności, dlatego usiadłam przy barku i obserwowałam Dorothe. Lubiłam ją, właściwie zastąpiła mi babcię po jej śmierci, byłam z nią bardzo zżyta w porównaniu z matką mojego ojca. Nie wiem dlaczego, ale czuję, że rodzice taty nie chcą nas często odwiedzać, być może przesadzam, lecz czuję do nich pewien respekt. Pewnie jest to spowodowane faktem, iż byli niezbyt przychylni na ślub moich rodziców i przez długi czas byli święcie przekonani, że mama wzięła ojca na litość ze względu na ciążę. Mocno się zdziwili, gdy tato oznajmił im planowaną ciążę a nie wpadkę.
- Mizernie panienka dziś wygląda – odezwała się kobieta. Czasami bawiły mnie te jej słówka. Owszem jest bardzo kulturalną osobą, ale żeby zwracać się do mnie „panienko” to już lekka przesada. Nie żyjemy przecież w XIX wieku. Zrobiłam łyk herbaty i odpowiedziałam jej.
- Nie mogłam spać, miałam zły sen. – na myśl o zeszłej nocy wzdrygnęłam się.
- Wybiera się panienka gdzieś?
- Nie wiem, chyba zostanę w domu i pooglądam telewizję.
- Pańska matka pozwoliła mi dziś wcześniej wyjść, mój syn w tym tygodniu bierze ślub, muszę pozałatwiać jeszcze kilka spraw. Oczywiście są państwo zaproszeni, mówiłam już rodzicom.
- Dziękuję, o której pani wychodzi?
- Muszę pracować do 14stej, ale autobus mam o 13:25 kolejny bezpośredni do mojego domu dopiero o 15:30 a jestem umówiona z synem, dlatego…
- Nie ma sprawy. – przerwałam jej – niech pani wyjdzie o 13stej.
- Dziękuję bardzo. – mimo, iż jestem tylko rozwydrzoną nastolatką Dorothea traktuje mnie jakbym była jeszcze starsza od niej. Wiem, że taka jej praca i nie może mi podpaść, ale chyba nie odkryła jeszcze, że w tym domu rodzice nie zwolniliby jej na podstawie moich zeznań. Musiałaby chyba nas porządnie okraść, żeby w końcu się rozzłościli. Skończyłam jeść śniadanie i poszłam do pokoju przebrać się w coś wygodniejszego niż moja różowa piżama. Wczorajszy incydent, który wydarzył się kiedy siedziałam na parapecie cały czas nie dawał mi spokoju. Kiedy Dorothea wyjdzie muszę pójść do domu sąsiadów i zorientować się czy ktoś w nim jest.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Rozdział 3. Zaufałem jej

Wróciłam prawie nad ranem. Jedyne co pamiętam to fakt, iż chciałam się upić i właściwie to mi się udało. Głowa strasznie mnie boli, mam cienie pod oczami a za dwie godziny jestem umówiona z Tommym. Jednym słowem, świetnie! Od pół godziny szukam mojego telefonu, ale nie mogę znaleźć. Pewnie zgubiłam go na wczorajszej imprezie. Stanęłam przed szafą wgapiona w nią jakbym szukała tam szczęścia. W końcu wyciągnęłam z niej czarne spodenki i połyskujący top a’la bokserka. Lato w San Francisco jest naprawdę gorące. Na nogi założyłam czarne balerinki ( od butów na obcasie strasznie bolą mnie dziś nogi) i wzięłam małą szarą torebkę. Spróbowałam doprowadzić moją twarz do jako takiego stanu, w rezultacie, gdy zobaczyłam siebie w lustrze postanowiłam zmyć cały makijaż i zaufać naturze. Założyłam okulary przeciwsłoneczne na nos i byłam gotowa do wyjścia.
- Wychodzę! – krzyknęłam gdy zbiegałam po schodach.
- Dokąd to? – ojciec wychylił się z gabinetu. W okularach na nosie i wzrokiem Sherlocka Holmesa wygląda komicznie.
- Jestem umówiona, wrócę… sama nie wiem o której. Pa – wysłałam mu buziaka i wybiegłam z domu. Od razu uderzyło we mnie gorące powietrze. Jeśli dalej tak będzie do baru dojadę cała spocona. Wsiadłam do samochodu i związałam włosy w wysoki kucyk. Może chociaż to trochę mi pomoże. Ulice jak zwykle zatłoczone o tej porze, więc pojechałam skrótem. Na miejsce dojechałam nieco spóźniona. Thomas już na mnie czekał, wybrał nasz ulubiony stolik co lekko dodało mi otuchy. Wyglądał… nieziemsko. Choć pewnie zrobił na mnie wrażenie tylko, dlatego, że nie widziałam go od roku. Porządnie zmężniał i chyba nawet wyładniał od wczorajszego wieczora. Może nie jest chodzącym Bogiem, ale jak dla mnie to idealny chłopak.
- Hej – podeszłam do niego nieco niepewnie i zupełnie nie miałam pojęcia jak się zachować. Z reguły dawaliśmy sobie małego buziaka w policzek, lecz zważając na okoliczności raczej nie wypadało. Widziałam, że jest lekko zmieszany, więc usiadłam naprzeciwko niego i zawołałam kelnera.
- Poproszę wodę. – zamówiłam kiedy do nas podszedł. Po chwili milczenia odezwał się Tommy.
- Chciałbym, żebyś powiedziała mi dlaczego wyjechałaś? – spojrzał mi głęboko w oczy jakby chciał prześwietlić mnie wzrokiem na wskroś. Te jego ciemne oczy… i kasztanowe włosy… mogłabym wpatrywać się w niego godzinami. Poczułam jak nadal patrzy mi głęboko w oczy, dlatego lekko się zarumieniłam. Kate co ty robisz – skarciłam siebie w myślach – odpowiedz mu w reszcie!
- Sama nie wiem, u mnie w domu to temat tabu. Podobno groziło mi niebezpieczeństwo i nie mogłam nikogo narażać, zwłaszcza ciebie. – to ostatnie wyszeptałam prawie niesłyszalne.
- Catherine, proszę cię nie okłamuj mnie – kolejne spojrzenie w oczy, tym razem jakby chciał mi powiedzieć „musisz ranić mnie jeszcze bardziej?”. Mówi do mnie „Catherine” ostatnio zwrócił się do mnie tak kiedy byliśmy strasznie skłóceni. Niedobrze.
- Staram się być z tobą szczera. Nie wiem, dlaczego musiałam wyjechać, wierz mi… gdybym wiedziała pewnie byłbyś pierwszą osobą, która by to wiedziała.
- Strasznie obawiałem się o ciebie. Wyobrażasz sobie co musiałem czuć kiedy zniknęłaś tak bez śladu? Byłem w twoim domu kilka razy, ale twoi rodzice nie chcieli zdradzić mi szczegółów. Zbywali mnie tylko „nic jej nie jest” i „niedługo wróci”. Wiesz co czułem?
- Tomi – przerwałam mu – To nie było dla mnie łatwe. Myślałam, że zrozumiesz i mi wybaczysz a ja wrócę po miesiącu, lecz to trochę wyszło spod kontroli.
- Próbowałem pozbierać się przez kilka miesięcy. I teraz kiedy w końcu zaufałem Corrie wróciłaś ty. Sam nie wiem co czuję – po słowach „zaufałem Corrie” musiałam zrobić łyk zimnej wody, żeby nie wybuchnąć ze złości. Ta wredna małpa odebrała mi chłopaka, dobrze wiedziała, że to jego kocham najbardziej i wykorzystała chwilę, kiedy mnie nie było. Miałam ochotę wyrwać jej te piękne blond włosy z głowy. Kompletnie mnie zamurowało. Kiedy zauważył, że nie mam nic do powiedzenia, chociaż miałam i to dużo, ale niekoniecznie miłego, kontynuował.
- Myślałem, że nic już do ciebie nie czuję, lecz kiedy wczoraj zobaczyłem cię na festynie… sam nie wiem. Chciałbym być fair wobec Corrie, ale nie wiem czy ją kocham. Owszem lubię ją i jest bardzo zabawna… proponuję abyśmy jak na razie zachowali stosunki koleżeńskie. Muszę przemyśleć kilka spraw. Dobrze? – zabrzmiało to jak standardowe „zostańmy przyjaciółmi”. Nie miałam mu tego za złe, ale to zazwyczaj ja tak mówiłam chłopcom a nie oni mi. Co mogłam zrobić? Jedynie przytaknęłam.
- Muszę iść, jestem umówiony. – wstał, przez chwilę chciał chyba dać mi buziaka, ale w porę się opanował.
- Z Corrie? – wypaliłam nie wiadomo kiedy.
- Tak – odpowiedział i wyszedł na ulicę. Zostałam sama w barze z tysiącami myśli na minutę. Wyszukałam telefon w torebce (okazało się, że był w kuchni) i zadzwoniłam do Alice, ponieważ mam ją pierwszą na liście kontaktów.
- Słucham? – odebrała już po dwóch sygnałach.
- Możemy się spotkać? – spytałam po czym wybuchłam płaczem.
Po kilku minutach Alice siedziała obok mnie na ławce w parku i próbowała pocieszyć. Chyba nie do końca było jej to na rękę wczoraj wspominała coś o randce z jakimś Benem, ale byłam w zbyt podłym nastroju, żeby zwracać na to uwagę. Co prawda mogłam zadzwonić do Belli, lecz dziś wieczorem ma wyjechać z rodzicami i bratem na Hawaje, więc teraz pewnie pakowała rzeczy. Po długiej rozmowie kiedy poczułam się lepiej chciałam wrócić do domu.
- Dziękuję za pomoc. Nie miałam do kogo się zwrócić, przypomniałam sobie, że dziś jesteś umówiona z Benem tak? – przytaknęła – więc idź szykuj się i miłej zabawy.
- Może poszłabyś z nami?
- Nie dzięki, chwila samotności dobrze mi zrobi. - Otrzepałam spodenki z niewidzialnego kurzu i pojechałam do domu. Czasami zastanawiam się jak to jest mieć rodzeństwo. Jestem jedynaczką i jak na razie to mi nie przeszkadza chociaż bywają momenty, że chciałabym mieć chociaż jedną siostrę lub brata. Bella ma młodszego brata i mimo ich częstych kłótni, jak to w rodzeństwie podobno bywa, wiem, że nie oddałaby go nikomu za żadne skarby świata. Życie w tak dużym domu tylko z rodzicami jest w pewnym sensie smutne. Wiem, chcą dla mnie jak najlepiej, mam wszystko czego zapragnę a nawet jeszcze więcej, ale czuję się taka samotna. Pieniądze nie są w stanie zapewnić mi rodzinnego ciepła. Wróciłam do domu i położyłam się spać. Byłam okropnie zmęczona po nieprzespanej w całości nocy i całym dniu. Zasnęłam nawet nie wiem kiedy.

***

- Kate? – mama stała pochylona nade mną i próbowała mnie obudzić.
- Co jest? – odpowiedziałam zaspana.
- Idziemy z tatą do państwa Millar. Zamówi sobie pizze czy na co masz ochotę. Wrócimy koło północy. – wyszła z pokoju pozostawiając po sobie tylko silną woń perfum Coco Chanel. Przetarłam oczy wierzchem dłoni i sprawdziłam która godzina. 19:54. Powolnie wstałam z łóżka i poszłam do łazienki przemyć twarz. Alice na randce, Bella wyjechała, Tommy…. Domyślam się z kim spędza dzisiejszy wieczór. Przebrałam się w czarne rurki, turkusową bluzeczkę na krótki rękawek i cienki sweterek. Poprawiłam fryzurę i zgarnęłam do torebki pieniądze, które zostawiła mi mama. Nie chcę siedzieć samemu w domu, dlatego poszłam na plażę i w drodze zastanawiałam się gdzie iść. Szłam brzegiem plaży i rozmyślałam o wszystkim i niczym. Miasto o zachodzie słońca wygląda naprawdę pięknie. Chyba nigdy w życiu nie miałam okazji przejść się nad zatoką o tej porze dnia. Zazwyczaj przychodziłam tu z Thomasem, ale nigdy nie zwracałam uwagi na widoki. Byłam za bardzo zapatrzona w niego i to wystarczało mi w pełni do szczęścia. Nagle poczułam jak coś popycha mnie od tyłu. Odwróciłam się gwałtownie sprawdzając co to. Mały piesek stał naprzeciwko mnie i wesoło merdał ogonkiem. Był przesłodki a jego prawe uszko lekko opadające dodawało mu uroku.
- Hej! – zwróciłam się do pieska i spróbowałam pogłaskać. Po chwili pieszczot uciekł w stronę swojego pana, który… był bardzo przystojny.
- Przepraszam za mojego psa.
- Nic nie szkodzi. Jest bardzo ładny.
- Dziękuję, ale na dłuższą metę równie niegrzeczny – uśmiechnął się do mnie odsłaniając idealnie proste i białe zęby. Szybko ukradkiem zmierzyłam go wzrokiem. Miał na sobie biały t-shirt , krótkie spodenki i adidasy. Opalony brunet o ciemnych, chyba piwnych oczach. Mmm… boski!
- Może w ramach rekompensaty dasz się namówić na spacer po plaży? – zaproponował a ja nie potrzebowałam dużo czasu do namysłu. Od razu się zgodziłam i ruszyliśmy przed siebie.
- Jesteś stąd? – zapytał.
- Tak, mieszkam tu od urodzenia.
- Dziwne, nigdy cię tu nie widywałem.
- Rzadko kiedy tu bywam, a szkoda bo miasto z tej perspektywy wygląda korzystniej niż z zatłoczonej ulicy.
- Przepraszam za mój brak manier, jestem Max. – podał mi rękę.
- Catherine, miło mi- odwzajemniłam uścisk. Z tego co zdążyłam z niego wyciągnąć mieszka tu od kilku lat i chodzi do publicznej szkoły na Grand Street. Często wychodzi na wieczorne spacery po plaży i uwielbia pływać. Poczułam się przy nim bardzo pewna siebie. Nie zauważyłam kiedy opowiedziałam mu cały mój życiorys łącznie z wyjazdem do Rzymu i problemem z Thomasem. jest bardzo wyrozumiały, normalnie każdy chłopak po takim monologu miałby mnie dosyć, ale nie on.
- Potrzebujesz rozrywki. Dasz się zaprosić do porządnego klubu? – mimo świetnej rozmowy i jego dobrych porad nadal go nie znałam. Z reguły nie umawiam się z nieznanymi chłopcami sam na sam, ale on ma w sobie coś dzięki czemu mogę mu ufać. Wiem, że przy nim nic mi nie grozi.
- Ok.
- Mówisz serio?
-Tak. – uśmiechnęłam się.
- W takim razie chodźmy. Odprowadzę psa do domu i zapraszam na dobrą zabawę.

***

Zaprowadził mnie do klubu o jakim w życiu nie słyszałam a to trudne do uwierzenia, gdyż jestem osobą bardzo rozrywkową. Choć w sumie nie… nie lubię tej głośniej muzyki, świateł i dymu, ale musiałam polubić kiedy rodzice przepisali mnie do innej szkoły. Teraz chodzę do Private East San Francisco High School. Ta szkoła słynie z licznych skandali. Wcześniej nie lubiłam biżuterii, drogich ubrań od znanych na całym świecie projektantów czy alkoholu... tego wszystkiego nauczyła mnie ta szkoła, a raczej ludzie do niej uczęszczający. Oczywiście bez odpowiedniego stanu konta nikt nie będzie w stanie przeżyć tam tygodnia. Wracając do tego klubu. Był zdecydowanie inny niż te w których z reguły bywałam. Na końcu najciemniejszej ulicy i strasznie mroczny. Zdziwiło mnie skąd Max zna te okolice i powoli zaczęłam obawiać się jego zamiarów. Kiedy weszliśmy atmosfera była bardzo… dziwna. Wszyscy jakby na moment zamarli i spojrzeli na drzwi w których akurat staliśmy. Poczułam jak po moim ciele przebiegają dreszcze. Max złapał mnie za rękę i zaprowadził do stolika. Cały czas czułam na sobie czyjś wzrok, lecz nie miałam odwagi odwrócić się i sprawdzić kto to. Usiadłam pod ścianą i czekałam na Maksa, który gdzieś mi zniknął. Po chwili wrócił z dwiema szklankami.
- To dla ciebie. – podstawił przede mną szklankę z dziwną zawartością. Czarna ciecz na górze z zieloną pianą nie zachęcała mnie do picia.
- Co to?
- To drink, specjalność tego lokalu. Spróbuj. – spojrzałam na niego niepewnie i nie wiedziałam czy powinnam uciekać. Wzbudził we mnie mieszane uczucia. Chyba zbyt pochopnie go osądziłam i uległam. Chciałam z nim iść tylko, dlatego, żeby nie pozostać samemu na już właściwie pustej plaży. Raz się żyje – pomyślałam i zrobiłam łyka dziwnego napoju. Miał rację nic mi się nie stało a w smaku był całkiem dobry.
- Może zatańczymy ? – chwyciłam jego rękę i pozwoliłam, aby mnie poprowadził. Nie spodziewałam się, że jest takim dobrym tancerzem. Od razu złapaliśmy rytm i zaczęliśmy tańczyć w rytm muzyki. Po kilku piosenkach temperatura strasznie wzrosła, dlatego wróciłam do stolika. Max został na parkiecie tańcząc z jakąś znajomą. Usiadłam na moim dawnym miejscu i obserwowałam ludzi.
- Hej – obok mnie usiadł jakiś chłopak. Na oko wyglądał na jakieś 20 lat, przybliżył twarz niebezpiecznie blisko i spojrzał mi w oczy. Jego były strasznie tajemnicze. Nic oprócz czerni nie było w nich widać. Przestraszona odsunęłam się od niego zwiększając między nami dystans.
- To ty jesteś nową znajomą Maksa?
- Tak to ja. – próbowałam, aby mój głos brzmiał pewnie. Max gdzie jesteś?! – pomyślałam desperacko.
- Ładna jesteś, szczerze mówiąc nie spodziewałem się po Maksie, że wybierze właśnie ciebie.
- Co? O czym ty mówisz?
- Dominik! – usłyszałam Maxa. – zostaw ją. Zawsze muszę cię kontrolować. – tajemniczy chłopak wstał, powiedział kilka słów Maksowi na ucho i zniknął w tłumie.
- Czego od ciebie chciał?
- Nie wiem – odpowiedziałam i przez chwilę zastanowiłam się nad słowami Dominika. Co miał na myśli mówiąc „nie spodziewałem się, że wybierze właśnie ciebie”? To miejsce napawa mnie grozą.
- Wiesz, chyba będę się już zbierać.
- Dobrze, odprowadzę cię. – myśl, że Max miałby iść razem ze mną nie była zbyt kusząca po tym co powiedział tamten chłopak, lecz podróż samemu do domu a zwłaszcza wydostanie się z tej dzielnicy też nie napawało mnie zbytnim optymizmem. Z dwojga złego lepiej, aby mnie odprowadził. Przytaknęłam mu i wyszliśmy z klubu. Powietrze lekko się ochłodziło, dlatego zdjął kurtkę i zarzucił mi na ramiona. Pożegnaliśmy się przy bramie do parku. Postanowiłam, że nie będę zdradzać mu mojego miejsca zamieszkania, dlatego złapałam taksówkę. Już miałam do niej wsiadać kiedy Max złapał mnie za rękę.
- Dasz mi swój numer? – spytał. W głowie miałam pełno myśli. Był naprawdę miły i zachowywał się przez cały ten wieczór jak prawdziwy dżentelmen, lecz słowa Dominika lekko mnie zaniepokoiły. W rezultacie podałam mu 9 cyfr, które zapisał na klawiaturze swojego telefonu.
- Pa – powiedziałam i wsiadłam do żółtej taksówki.

***
Mała informacja ; ) Dodałam dwie nowe zakładki " Informowani" - jeśli chcecie być informowane o moich nowych rozdziałach wpisujcie się tam, oraz "SPAM" - informacje o NN i wszelki spam zamieszczajcie w tej zakładce. Dziękuję za komentarze i liczę, że będzie ich coraz więcej. 
Jeszcze takie małe pytanko... czy, któraś z was zajmuje się może robieniem szablonów czy czymś takim? Przydałoby się tutaj coś ciekawego ;)

sobota, 14 lipca 2012

Rozdział 2. Musiałam wyjechać.

Rano musiała obudzić mnie mama, żebym nie spóźniła się na zakupy. Przez tą zmianę czasu jestem kompletnie wykończona. Na 11 byłam umówiona z dziewczynami na lunch a po nim na szalone zakupy. Przeszła mi ochota na ten „powrót w wielkim stylu”, ale nadal musiałam kupić jakąś fajną sukienkę. Przywiozłam kilka z Włoch, ale chcę zostawić je na inne okazje choć buty, które tam kupiłam z pewnością dziś wykorzystam. Jestem dosyć wysoka mimo tego pozwoliłam sobie na wysokie szpilki na platformie w kolorze nude. Może nie jest to szał tego lata, ale bardzo mi się podobają. Wzięłam szybki prysznic i żeby nie przedłużać postanowiłam pojechać do centrum samochodem. Szukałam kluczyków w szufladzie komody gdzie zawsze były, ale nie mogłam ich znaleźć.
- Mamo!
- Tak?
- Gdzie są kluczyki do mojego samochodu?
- Tata musiał sprzedać swój i dlatego ostatnio korzysta z twojego. Jeśli tak śpieszy ci się na zakupy weź mój, ja dziś nigdzie się nie wybieram.
- Ok, pa – krzyknęłam i wybiegłam z domu. Na podjeździe czekało na mnie białe bmw mamy. Przez ten rok nie miałam okazji usiąść za kierownicą, ale szybko przypomniałam sobie podstawy. Po dwudziestu minutach byłam już na miejscu. Dziewczyny czekały już na mnie w restauracji. Po szybkim lunchu ruszyłyśmy w wir zakupów. Dawno nie byłam na takich zakupach. Prawie zapomniałam jak to się robi. We Włoszech zazwyczaj nie miałam z kim chodzić do sklepów. Ciocia kupowała rzeczy gdzieś na bazarze a koleżanki z klasy… właściwie ich nie miałam. Co prawda kolegowałam się z Anną, ale tylko dlatego, że ona nie miała za dużo koleżanek a ja byłam tam zupełnie nowa. Właściwie utrzymywałyśmy kontakty tylko w szkole. Po lekcjach od czasu do czasu chodziłam na randki z chłopakami, ale nie mogłam zapomnieć i Thomasie i o tym jak się wobec niego zachowałam. Wyjechałam bez pożegnania na rok i nawet raz do niego nie napisałam czy zadzwoniłam. Kilka razy chciałam to zrobić, ale w ostateczności nie miałam pojęcia jak zareaguje i wolałam nie ryzykować. Bałam się tego co może mi powiedzieć, że mogę tego nie znieść dlatego próbowałam o nim zapomnieć co nie było łatwe. Właściwie nigdy to mi się nie udało. Kupiłam kilka bluzek, spódniczkę i sukienkę na dzisiejszy wieczór. Według dziewczyn wyglądam w niej bosko. Pudrowy róż, koktajlowa na jedno ramię z falbankami. Do tego zakupiłam torebkę na wyprzedaży od Christiana Diora. Po udanych zakupach wróciłam do domu i zaczęłam przyszykowania na festyn. Zjadłam obiad z mamą i poszłam wziąć prysznic. włosy spięłam w wysokiego koczka wypuszczając kilka pasemek, pomalowałam paznokcie na czerwono, umalowałam się a usta pociągnęłam różowym błyszczykiem. Zamówiłam taksówkę i pojechałam prosto do Weston park. Przy wejściu zobaczyłam kilku znajomych. Poczułam, że wracam do życia. Przy bramie wejściowej spotkałam Alyssę koleżankę z klasy. Słynęła z tego, że w 9 klasie przespała się z chłopakiem jej najlepszej przyjaciółki – Taylor. Oczywiście szybko straciła najlepszą przyjaciółkę a Kevin-ten chłopak- zwyczajnie ją olał. Tym sposobem została szybko zmieszana z błotem. Próbowałam jej jakoś pomóc, ale nie chciała tego, więc nie miałam zamiaru roić tego na siłę. Po chwili znalazłam Bellę. Zauważyłam, że przez ten czas kiedy jej nie widziałam wydoroślała. Wyglądała znacznie lepiej. Po kilku minutach doszła do nas Alice.
- Idziemy pod scenę? – wykrzyczała do nas.
- Kto gra? – spróbowałam zapytać, ale nie usłyszały więc musiałam krzyknąć.
- The BEP. – odpowiedziała mi Bella.
Podeszłyśmy bliżej sceny i już kompletnie nic nie słyszałam. Zaczęłyśmy tańczyć i po kilki piosenkach było mi strasznie gorąco. Odeszłam od dziewczyn i poszłam zamówić drinki. Usiadłam przy barze próbowałam trochę odetchnąć przede kolejnym tańcem. Rozejrzałam się po tłumie ludzi w poszukiwaniu kogoś znajomego. Osób było coraz więcej a festyn nie trwał jeszcze nawet dwóch godzin. Czekałam na dziewczyny i powoli piłam mojego drinka co jakiś czas zerkając w stronę przybywających ludzi. Kiedy tak siedziałam przy barze po drugiej stronie zauważyłam znajomą mi osobę. Niestety siedział tyłem, ale byłam prawie pewna, że to on. Gdy się odwrócił wtedy byłam pewna. Thomas siedział naprzeciwko mnie, ale chyba jeszcze nie zwrócił na mnie uwagi. Z jednej strony chciałam aby w końcu skierował wzrok w moją stronę, ale z drugiej cały czas miałam obawy jak zareaguje. Przyglądałam się mu i po kilku minutach podeszła do niego dziewczyna. Corrie. Pocałowała do w policzek i usiadła na krzesełku obok. Myślałam, że wykipię ze złości, ale próbowałam opanować emocje. Nadal siedziałam na moim miejscu i bacznie ich obserwowałam. Spostrzegłam, iż Tommy wcale nie jest nią tak zainteresowany natomiast ona nim bardzo. Wypiłam drinka do końca i już miałam odchodzić kiedy odwrócił wzrok. Zauważył mnie i na chwilę przestałam oddychać. Zamarłam i nie miałam zielonego pojęcia co robić. W pierwszej chwili wyglądał na bardzo zaskoczonego i chyba nawet lekko się ucieszył, ale nie trwało to długo. Pewnie dotarło do niego co zrobiłam i natychmiast zwrócił się do Corrie. Powiedział jej kilka słów na ucho a potem odeszli tańczyć. Tak jak myślałam, nie chciał mnie znać. Zapłaciłam i odeszłam od baru poszukać dziewczyn. Tańczyły niedaleko sceny, więc nie trudno było je zauważyć. Podeszłam do nich, ale nie miałam ochoty tańczyć. Niemal od razu to wyczuły.
- Co jest? – zapytała Bella.
- Nie mam ochoty tańczyć. Chyba będę się zbierać.
- Widziałaś Thomasa? – zgadła Alice.
- Tak. – odpowiedziałam i poczułam napływające do moich oczu łzy.
- Chodźmy stąd.
Złapała mnie za rękę jak małą dziewczynkę i zaprowadziła w spokojne miejsce. Posadziły mnie na ławce po czym usiadły obok. Pozwoliłam aby łzy popłynęły po mojej twarzy. Nie mogłam wytrzymać takiego upokorzenia. Mogłam się tego spodziewać w końcu ja też nie czekałabym na niego z utęsknieniem, ale mimo wszystko to boli. Dziewczyny przytuliły mnie. Dobrze, że przynajmniej one nie zostawiły mnie na pastwę losu.
- Słuchaj nie możesz tak tutaj siedzieć. – zaczęła Alice a Bella cały czas jej przytakiwała.
- Nie chcę nigdzie iść.
- Musisz z nim porozmawiać i tyle. Jeśli nie wyjaśnicie sobie tego wszystkiego teraz… lepszej okazji chyba nie będzie. Bella – dała jej znak, ale nie chciałam nawet pytać o co chodzi. Po prostu wstała i odeszła a ja zostałam z Alice. Podała mi chusteczki i pomogła poprawić makijaż. Kiedy ogarnęłam jako tako mój wygląd wróciła Bella z… Thomasem. Stał naprzeciwko mnie jak zwykle wyglądał nieziemsko. Spojrzał mi prosto w oczy aż poczułam dreszcze. Chciałam móc go przytulić, ale nie mogłam…
- Zostawimy was samych. – dziewczyny odeszły. Odprowadziłam ich wzrokiem czekając aż będą już wystarczająco daleko, aby nic nie usłyszały mimo, że pewnie i tak opowiem im całą rozmowę, jednocześnie próbowałam wymyśleć jakiś początek naszej rozmowy.
- Cieszę się, że przyszedłeś – zaczęłam, ale nic nie odpowiedział. Stał i nadal przenikał mnie swoimi czarnymi oczami. Kontynuowałam - po pierwsze przepraszam cię za wszystko. Za to, że zniknęłam na rok bez słowa i nie odezwałam się do ciebie ani razu…
- Myślisz, że teraz kiedy wróciłaś wszystko znów będzie po twojej myśli? Że wrócę do ciebie i znów będziemy razem?
- Nie… - wyszeptałam, choć w głębi serca nadal miałam nadzieję, że wrócimy do siebie.
- Wiesz ile czekałem na jakikolwiek znak z twojej strony? Codziennie chodziłem do twojego domu, ale tylko zbywano mnie półsłówkami. Pytałem dziewczyn, ale też twierdziły, że nie mogą mi nic powiedzieć. Czułem się wtedy jak porzucona zabawka, którą ty się zabawiłaś.
- Dla mnie też nie było to łatwe. Myślisz, że chciałam stąd wyjechać? Nie! Nie chciałam, zostałam do tego zmuszona i tyle. Nie miałam prawa wyboru, z nikim prócz rodziców nie miałam kontaktu i ty myślisz, że mi było łatwo?! To nie ciebie wywieźli na drugi koniec świata z nieznanego powodu.
- Gdybyś mnie kochała cokolwiek byś zrobiła.
- Czy ty tego nie możesz zrozumieć?! Wyjechałam, bo cię kochałam. Zostając tu naraziłabym was wszystkich na wielkie niebezpieczeństwo, dlatego nikt z was nie mógł wiedzieć gdzie jestem. – przerwał mi dzwonek telefonu.
- Corrie dzwoni, muszę już iść. Spotkajmy się jutro w naszym barze o 12stej. – nie odpowiedziałam mu nic, ale to, że przyjdę było niemalże pewne. Kiedy odszedł wróciłam do dziewczyn i próbowałam bawić się dalej.

czwartek, 14 czerwca 2012

Rozdział 1. Wielki powrót.

- Mamo zadzwonię do ciebie jak dolecę dobrze?
- Jasne, miłej podróży. – przesłała mi buziaczki i odłożyła słuchawkę. Rok temu wyjechałam z San Francisco do Europy. Rodzice kupili mi bilet i cały rok mieszkałam z ciotką we Włoszech. Podobno musiałam szybko wyjechać choć sama nie wiem dlaczego. Tydzień temu mama zadzwoniła do mnie i oznajmiła, że mogę wrócić do rodzinnego miasta. Ucieszyłam się z jej telefonu, bo mieszkanie przez rok z Meredith – moją ciotką i jednocześnie starą panną – nie było zbyt przyjemne. Oczywiście dobrze mnie ugościła, dała własny pokój i swobodę, lecz nie ma to jak w domu. We Włoszech nie miałam za wielu przyjaciół, dlatego to był kolejny plus mojego powrotu. Ciocia odwiozła mnie na lotnisko i wyleciałam do San Francisco. Na miejscu czekali już na mnie rodzice i przyjaciółki – Bella i Alice.
- Nareszcie! – podbiegły do mnie dziewczyny. Nie mogłam się doczekać kiedy znów je zobaczę. Ze wzruszenia po policzku popłynęła mi łza. Tak bardzo tęskniłam za nimi wszystkimi, lecz próbowałam o tym nie myśleć i skupić się na nauce. Mój plan był całkiem dobry, ponieważ skończyłam klasę ze średnią 5,2. Teraz rozpoczęły się wakacje, więc mam całe dwa miesiące beztroskiej wolności.
- Cześć kochanie – przytuliła mnie mama a po chwili tata. – Proponuję żebyśmy wszyscy pojechali teraz do domu i wspólnie spędzili czas. Co ty na to? – zaproponował tata a ja nie wyraziłam sprzeciwu. Musiałam nadrobić ten rok rozłąki. Wsiedliśmy do naszego jeepa i pojechaliśmy. Po raz kolejny zauważyłam jak dobrze jest wrócić. Zaniosłam swoje torby do mojego pokoju i zeszłam na dół. Na tarasie czekali już rodzice i moje przyjaciółki.
- Pani Dorothea zrobiła twoje ulubione ciasto. Zaraz je przyniosę. – mama zniknęła za drzwiami kuchni. Pani Dorothea to nasza gosposia. Mieszka sześć przecznic dalej i przychodzi do nas cztery razy w tygodniu. Zatrudniliśmy ją, a raczej rodzice zatrudnili kiedy mama znalazła pracę u Hanka Gilberta w jednej z jego firm i od tego czasu często musi wyjeżdżać poza miasto a raz na dwa miesiące do Europy. Hank to „parszywa świnia” jak często mówiłyśmy z mamą, ale dobrze u niego zarabia dlatego nie jest tak źle. Myśli, że jest władcą całego San Francisco, bo ma drugą co do wielkości firmę w naszym mieście. Większość ludzi wie, że to nie jego zasługa tylko jego pradziadka, który kiedyś założył małą firmę i z biegiem lat rozrastała się ona coraz bardziej. Mój ojciec natomiast jest chirurgiem. Pracuje w pobliskim szpitalu i aby spłacić kredyt za nasz dom musi brać nadgodziny.
- Może pójdziemy jutro do Weston park? – moje słowa zwróciłam do dziewczyn. Chciałam tam pójść, bo zazwyczaj w pierwszy weekend wakacji odbywał się tam festyn, który w tym roku planowany jest na jutrzejszy dzień. Ludzie z naszej szkoły chętnie chodzą na tego typu imprezy dlatego będę miała okazję spotkać kilka osób. Zanim wyjechałam byłam dosyć popularna. Kiedyś przyjaźniłam się z Jessicą i dzięki niej trzy lata temu zostałam najbardziej popularną dziewczyną w naszej szkole. Nie chciałam szczycić się tym tytułem dlatego przemilczałam tę sprawę. Niestety po jakimś czasie Jess musiała wyjechać do Nowego Jorku i przestałyśmy się kontaktować. Drugim powodem, właściwie najważniejszym dla którego chciałam tam iść było to, że chciałam spotkać Thomasa mojego… chłopaka. Rodzicie szybko załatwili mi mój wyjazd tak, że nie zdążyłam się z nikim pożegnać oprócz Belli i Alice. W tej chwili Tommy pewnie nie chce mnie znać, ale muszę się z nim skontaktować.
- Wiesz Kate… - zaczęła Alice – ostatnio Tommy spotykał się z… tylko się nie denerwuj… z Corrie.
To mnie zabolało. Wiedziałam, że Thomas nie będzie siedział przez ten czas z nadzieją, że może kiedyś się odezwę, ale dlaczego musiał akurat z Corrie? Ona była właściwie moim wrogiem, choć nigdy nie powiedziałam tego głośno. Po prostu nie darzyłam jej sympatią ze wzajemnością. Przeżyłabym wszystko tylko nie ją. Próbowałam udawać, że te słowa mnie nie dotknęły, ale chyba słabo to zagrałam.
- Chodzi wam o tego chłopca z którym często się spotykałaś? To był twój chłopak? – zapytała mama. No tak zapomniałam, że ona i mój ojciec o niczym nie wiedzą. Nie dość, że dowiedziałam się o Thomasu i Corrie to jeszcze wygadałam (tak jakby) wszystko. Lepiej, żebym zamilkła.
- Nie mamo! – wysiliłam się na śmiech, jakby wyniknęło ogromne nieporozumienie. To chłopak… Belli! A jako, iż ja jestem jej przyjaciółką to od czasu do czasu trochę mu pomagałam.
- Tak właśnie – potwierdziły zgodnie dziewczyny.
- Rozumiem – odpowiedziała mama, ale z jej miny wyczytałam, że nie do końca ją przekonałam. Trudno w tej chwili jestem za bardzo zrozpaczona do wymyślania lepszej historyjki. Kiedy zaszło słońce odprowadziłam dziewczyny na przystanek i powoli wróciłam do domu. W drodze ustaliłyśmy, że mimo wszystko idziemy na jutrzejszy festyn. Musiałam wyglądać nieziemsko. Nie dlatego, że chciałam dać do zrozumienia Thomasowi co stracił choć w głębi duszy trochę tego chciałam, ale najważniejszą przyczyną był mój powrót w wielkim stylu. Z reguły nie lubię takich „wielkich powrotów” o których wszyscy plotkują przez tydzień, ale cała nasza szkoła niekiedy przypomina mi życie na Manhattanie i chyba chcę się trochę tak poczuć.