poniedziałek, 23 lipca 2012

Rozdział 3. Zaufałem jej

Wróciłam prawie nad ranem. Jedyne co pamiętam to fakt, iż chciałam się upić i właściwie to mi się udało. Głowa strasznie mnie boli, mam cienie pod oczami a za dwie godziny jestem umówiona z Tommym. Jednym słowem, świetnie! Od pół godziny szukam mojego telefonu, ale nie mogę znaleźć. Pewnie zgubiłam go na wczorajszej imprezie. Stanęłam przed szafą wgapiona w nią jakbym szukała tam szczęścia. W końcu wyciągnęłam z niej czarne spodenki i połyskujący top a’la bokserka. Lato w San Francisco jest naprawdę gorące. Na nogi założyłam czarne balerinki ( od butów na obcasie strasznie bolą mnie dziś nogi) i wzięłam małą szarą torebkę. Spróbowałam doprowadzić moją twarz do jako takiego stanu, w rezultacie, gdy zobaczyłam siebie w lustrze postanowiłam zmyć cały makijaż i zaufać naturze. Założyłam okulary przeciwsłoneczne na nos i byłam gotowa do wyjścia.
- Wychodzę! – krzyknęłam gdy zbiegałam po schodach.
- Dokąd to? – ojciec wychylił się z gabinetu. W okularach na nosie i wzrokiem Sherlocka Holmesa wygląda komicznie.
- Jestem umówiona, wrócę… sama nie wiem o której. Pa – wysłałam mu buziaka i wybiegłam z domu. Od razu uderzyło we mnie gorące powietrze. Jeśli dalej tak będzie do baru dojadę cała spocona. Wsiadłam do samochodu i związałam włosy w wysoki kucyk. Może chociaż to trochę mi pomoże. Ulice jak zwykle zatłoczone o tej porze, więc pojechałam skrótem. Na miejsce dojechałam nieco spóźniona. Thomas już na mnie czekał, wybrał nasz ulubiony stolik co lekko dodało mi otuchy. Wyglądał… nieziemsko. Choć pewnie zrobił na mnie wrażenie tylko, dlatego, że nie widziałam go od roku. Porządnie zmężniał i chyba nawet wyładniał od wczorajszego wieczora. Może nie jest chodzącym Bogiem, ale jak dla mnie to idealny chłopak.
- Hej – podeszłam do niego nieco niepewnie i zupełnie nie miałam pojęcia jak się zachować. Z reguły dawaliśmy sobie małego buziaka w policzek, lecz zważając na okoliczności raczej nie wypadało. Widziałam, że jest lekko zmieszany, więc usiadłam naprzeciwko niego i zawołałam kelnera.
- Poproszę wodę. – zamówiłam kiedy do nas podszedł. Po chwili milczenia odezwał się Tommy.
- Chciałbym, żebyś powiedziała mi dlaczego wyjechałaś? – spojrzał mi głęboko w oczy jakby chciał prześwietlić mnie wzrokiem na wskroś. Te jego ciemne oczy… i kasztanowe włosy… mogłabym wpatrywać się w niego godzinami. Poczułam jak nadal patrzy mi głęboko w oczy, dlatego lekko się zarumieniłam. Kate co ty robisz – skarciłam siebie w myślach – odpowiedz mu w reszcie!
- Sama nie wiem, u mnie w domu to temat tabu. Podobno groziło mi niebezpieczeństwo i nie mogłam nikogo narażać, zwłaszcza ciebie. – to ostatnie wyszeptałam prawie niesłyszalne.
- Catherine, proszę cię nie okłamuj mnie – kolejne spojrzenie w oczy, tym razem jakby chciał mi powiedzieć „musisz ranić mnie jeszcze bardziej?”. Mówi do mnie „Catherine” ostatnio zwrócił się do mnie tak kiedy byliśmy strasznie skłóceni. Niedobrze.
- Staram się być z tobą szczera. Nie wiem, dlaczego musiałam wyjechać, wierz mi… gdybym wiedziała pewnie byłbyś pierwszą osobą, która by to wiedziała.
- Strasznie obawiałem się o ciebie. Wyobrażasz sobie co musiałem czuć kiedy zniknęłaś tak bez śladu? Byłem w twoim domu kilka razy, ale twoi rodzice nie chcieli zdradzić mi szczegółów. Zbywali mnie tylko „nic jej nie jest” i „niedługo wróci”. Wiesz co czułem?
- Tomi – przerwałam mu – To nie było dla mnie łatwe. Myślałam, że zrozumiesz i mi wybaczysz a ja wrócę po miesiącu, lecz to trochę wyszło spod kontroli.
- Próbowałem pozbierać się przez kilka miesięcy. I teraz kiedy w końcu zaufałem Corrie wróciłaś ty. Sam nie wiem co czuję – po słowach „zaufałem Corrie” musiałam zrobić łyk zimnej wody, żeby nie wybuchnąć ze złości. Ta wredna małpa odebrała mi chłopaka, dobrze wiedziała, że to jego kocham najbardziej i wykorzystała chwilę, kiedy mnie nie było. Miałam ochotę wyrwać jej te piękne blond włosy z głowy. Kompletnie mnie zamurowało. Kiedy zauważył, że nie mam nic do powiedzenia, chociaż miałam i to dużo, ale niekoniecznie miłego, kontynuował.
- Myślałem, że nic już do ciebie nie czuję, lecz kiedy wczoraj zobaczyłem cię na festynie… sam nie wiem. Chciałbym być fair wobec Corrie, ale nie wiem czy ją kocham. Owszem lubię ją i jest bardzo zabawna… proponuję abyśmy jak na razie zachowali stosunki koleżeńskie. Muszę przemyśleć kilka spraw. Dobrze? – zabrzmiało to jak standardowe „zostańmy przyjaciółmi”. Nie miałam mu tego za złe, ale to zazwyczaj ja tak mówiłam chłopcom a nie oni mi. Co mogłam zrobić? Jedynie przytaknęłam.
- Muszę iść, jestem umówiony. – wstał, przez chwilę chciał chyba dać mi buziaka, ale w porę się opanował.
- Z Corrie? – wypaliłam nie wiadomo kiedy.
- Tak – odpowiedział i wyszedł na ulicę. Zostałam sama w barze z tysiącami myśli na minutę. Wyszukałam telefon w torebce (okazało się, że był w kuchni) i zadzwoniłam do Alice, ponieważ mam ją pierwszą na liście kontaktów.
- Słucham? – odebrała już po dwóch sygnałach.
- Możemy się spotkać? – spytałam po czym wybuchłam płaczem.
Po kilku minutach Alice siedziała obok mnie na ławce w parku i próbowała pocieszyć. Chyba nie do końca było jej to na rękę wczoraj wspominała coś o randce z jakimś Benem, ale byłam w zbyt podłym nastroju, żeby zwracać na to uwagę. Co prawda mogłam zadzwonić do Belli, lecz dziś wieczorem ma wyjechać z rodzicami i bratem na Hawaje, więc teraz pewnie pakowała rzeczy. Po długiej rozmowie kiedy poczułam się lepiej chciałam wrócić do domu.
- Dziękuję za pomoc. Nie miałam do kogo się zwrócić, przypomniałam sobie, że dziś jesteś umówiona z Benem tak? – przytaknęła – więc idź szykuj się i miłej zabawy.
- Może poszłabyś z nami?
- Nie dzięki, chwila samotności dobrze mi zrobi. - Otrzepałam spodenki z niewidzialnego kurzu i pojechałam do domu. Czasami zastanawiam się jak to jest mieć rodzeństwo. Jestem jedynaczką i jak na razie to mi nie przeszkadza chociaż bywają momenty, że chciałabym mieć chociaż jedną siostrę lub brata. Bella ma młodszego brata i mimo ich częstych kłótni, jak to w rodzeństwie podobno bywa, wiem, że nie oddałaby go nikomu za żadne skarby świata. Życie w tak dużym domu tylko z rodzicami jest w pewnym sensie smutne. Wiem, chcą dla mnie jak najlepiej, mam wszystko czego zapragnę a nawet jeszcze więcej, ale czuję się taka samotna. Pieniądze nie są w stanie zapewnić mi rodzinnego ciepła. Wróciłam do domu i położyłam się spać. Byłam okropnie zmęczona po nieprzespanej w całości nocy i całym dniu. Zasnęłam nawet nie wiem kiedy.

***

- Kate? – mama stała pochylona nade mną i próbowała mnie obudzić.
- Co jest? – odpowiedziałam zaspana.
- Idziemy z tatą do państwa Millar. Zamówi sobie pizze czy na co masz ochotę. Wrócimy koło północy. – wyszła z pokoju pozostawiając po sobie tylko silną woń perfum Coco Chanel. Przetarłam oczy wierzchem dłoni i sprawdziłam która godzina. 19:54. Powolnie wstałam z łóżka i poszłam do łazienki przemyć twarz. Alice na randce, Bella wyjechała, Tommy…. Domyślam się z kim spędza dzisiejszy wieczór. Przebrałam się w czarne rurki, turkusową bluzeczkę na krótki rękawek i cienki sweterek. Poprawiłam fryzurę i zgarnęłam do torebki pieniądze, które zostawiła mi mama. Nie chcę siedzieć samemu w domu, dlatego poszłam na plażę i w drodze zastanawiałam się gdzie iść. Szłam brzegiem plaży i rozmyślałam o wszystkim i niczym. Miasto o zachodzie słońca wygląda naprawdę pięknie. Chyba nigdy w życiu nie miałam okazji przejść się nad zatoką o tej porze dnia. Zazwyczaj przychodziłam tu z Thomasem, ale nigdy nie zwracałam uwagi na widoki. Byłam za bardzo zapatrzona w niego i to wystarczało mi w pełni do szczęścia. Nagle poczułam jak coś popycha mnie od tyłu. Odwróciłam się gwałtownie sprawdzając co to. Mały piesek stał naprzeciwko mnie i wesoło merdał ogonkiem. Był przesłodki a jego prawe uszko lekko opadające dodawało mu uroku.
- Hej! – zwróciłam się do pieska i spróbowałam pogłaskać. Po chwili pieszczot uciekł w stronę swojego pana, który… był bardzo przystojny.
- Przepraszam za mojego psa.
- Nic nie szkodzi. Jest bardzo ładny.
- Dziękuję, ale na dłuższą metę równie niegrzeczny – uśmiechnął się do mnie odsłaniając idealnie proste i białe zęby. Szybko ukradkiem zmierzyłam go wzrokiem. Miał na sobie biały t-shirt , krótkie spodenki i adidasy. Opalony brunet o ciemnych, chyba piwnych oczach. Mmm… boski!
- Może w ramach rekompensaty dasz się namówić na spacer po plaży? – zaproponował a ja nie potrzebowałam dużo czasu do namysłu. Od razu się zgodziłam i ruszyliśmy przed siebie.
- Jesteś stąd? – zapytał.
- Tak, mieszkam tu od urodzenia.
- Dziwne, nigdy cię tu nie widywałem.
- Rzadko kiedy tu bywam, a szkoda bo miasto z tej perspektywy wygląda korzystniej niż z zatłoczonej ulicy.
- Przepraszam za mój brak manier, jestem Max. – podał mi rękę.
- Catherine, miło mi- odwzajemniłam uścisk. Z tego co zdążyłam z niego wyciągnąć mieszka tu od kilku lat i chodzi do publicznej szkoły na Grand Street. Często wychodzi na wieczorne spacery po plaży i uwielbia pływać. Poczułam się przy nim bardzo pewna siebie. Nie zauważyłam kiedy opowiedziałam mu cały mój życiorys łącznie z wyjazdem do Rzymu i problemem z Thomasem. jest bardzo wyrozumiały, normalnie każdy chłopak po takim monologu miałby mnie dosyć, ale nie on.
- Potrzebujesz rozrywki. Dasz się zaprosić do porządnego klubu? – mimo świetnej rozmowy i jego dobrych porad nadal go nie znałam. Z reguły nie umawiam się z nieznanymi chłopcami sam na sam, ale on ma w sobie coś dzięki czemu mogę mu ufać. Wiem, że przy nim nic mi nie grozi.
- Ok.
- Mówisz serio?
-Tak. – uśmiechnęłam się.
- W takim razie chodźmy. Odprowadzę psa do domu i zapraszam na dobrą zabawę.

***

Zaprowadził mnie do klubu o jakim w życiu nie słyszałam a to trudne do uwierzenia, gdyż jestem osobą bardzo rozrywkową. Choć w sumie nie… nie lubię tej głośniej muzyki, świateł i dymu, ale musiałam polubić kiedy rodzice przepisali mnie do innej szkoły. Teraz chodzę do Private East San Francisco High School. Ta szkoła słynie z licznych skandali. Wcześniej nie lubiłam biżuterii, drogich ubrań od znanych na całym świecie projektantów czy alkoholu... tego wszystkiego nauczyła mnie ta szkoła, a raczej ludzie do niej uczęszczający. Oczywiście bez odpowiedniego stanu konta nikt nie będzie w stanie przeżyć tam tygodnia. Wracając do tego klubu. Był zdecydowanie inny niż te w których z reguły bywałam. Na końcu najciemniejszej ulicy i strasznie mroczny. Zdziwiło mnie skąd Max zna te okolice i powoli zaczęłam obawiać się jego zamiarów. Kiedy weszliśmy atmosfera była bardzo… dziwna. Wszyscy jakby na moment zamarli i spojrzeli na drzwi w których akurat staliśmy. Poczułam jak po moim ciele przebiegają dreszcze. Max złapał mnie za rękę i zaprowadził do stolika. Cały czas czułam na sobie czyjś wzrok, lecz nie miałam odwagi odwrócić się i sprawdzić kto to. Usiadłam pod ścianą i czekałam na Maksa, który gdzieś mi zniknął. Po chwili wrócił z dwiema szklankami.
- To dla ciebie. – podstawił przede mną szklankę z dziwną zawartością. Czarna ciecz na górze z zieloną pianą nie zachęcała mnie do picia.
- Co to?
- To drink, specjalność tego lokalu. Spróbuj. – spojrzałam na niego niepewnie i nie wiedziałam czy powinnam uciekać. Wzbudził we mnie mieszane uczucia. Chyba zbyt pochopnie go osądziłam i uległam. Chciałam z nim iść tylko, dlatego, żeby nie pozostać samemu na już właściwie pustej plaży. Raz się żyje – pomyślałam i zrobiłam łyka dziwnego napoju. Miał rację nic mi się nie stało a w smaku był całkiem dobry.
- Może zatańczymy ? – chwyciłam jego rękę i pozwoliłam, aby mnie poprowadził. Nie spodziewałam się, że jest takim dobrym tancerzem. Od razu złapaliśmy rytm i zaczęliśmy tańczyć w rytm muzyki. Po kilku piosenkach temperatura strasznie wzrosła, dlatego wróciłam do stolika. Max został na parkiecie tańcząc z jakąś znajomą. Usiadłam na moim dawnym miejscu i obserwowałam ludzi.
- Hej – obok mnie usiadł jakiś chłopak. Na oko wyglądał na jakieś 20 lat, przybliżył twarz niebezpiecznie blisko i spojrzał mi w oczy. Jego były strasznie tajemnicze. Nic oprócz czerni nie było w nich widać. Przestraszona odsunęłam się od niego zwiększając między nami dystans.
- To ty jesteś nową znajomą Maksa?
- Tak to ja. – próbowałam, aby mój głos brzmiał pewnie. Max gdzie jesteś?! – pomyślałam desperacko.
- Ładna jesteś, szczerze mówiąc nie spodziewałem się po Maksie, że wybierze właśnie ciebie.
- Co? O czym ty mówisz?
- Dominik! – usłyszałam Maxa. – zostaw ją. Zawsze muszę cię kontrolować. – tajemniczy chłopak wstał, powiedział kilka słów Maksowi na ucho i zniknął w tłumie.
- Czego od ciebie chciał?
- Nie wiem – odpowiedziałam i przez chwilę zastanowiłam się nad słowami Dominika. Co miał na myśli mówiąc „nie spodziewałem się, że wybierze właśnie ciebie”? To miejsce napawa mnie grozą.
- Wiesz, chyba będę się już zbierać.
- Dobrze, odprowadzę cię. – myśl, że Max miałby iść razem ze mną nie była zbyt kusząca po tym co powiedział tamten chłopak, lecz podróż samemu do domu a zwłaszcza wydostanie się z tej dzielnicy też nie napawało mnie zbytnim optymizmem. Z dwojga złego lepiej, aby mnie odprowadził. Przytaknęłam mu i wyszliśmy z klubu. Powietrze lekko się ochłodziło, dlatego zdjął kurtkę i zarzucił mi na ramiona. Pożegnaliśmy się przy bramie do parku. Postanowiłam, że nie będę zdradzać mu mojego miejsca zamieszkania, dlatego złapałam taksówkę. Już miałam do niej wsiadać kiedy Max złapał mnie za rękę.
- Dasz mi swój numer? – spytał. W głowie miałam pełno myśli. Był naprawdę miły i zachowywał się przez cały ten wieczór jak prawdziwy dżentelmen, lecz słowa Dominika lekko mnie zaniepokoiły. W rezultacie podałam mu 9 cyfr, które zapisał na klawiaturze swojego telefonu.
- Pa – powiedziałam i wsiadłam do żółtej taksówki.

***
Mała informacja ; ) Dodałam dwie nowe zakładki " Informowani" - jeśli chcecie być informowane o moich nowych rozdziałach wpisujcie się tam, oraz "SPAM" - informacje o NN i wszelki spam zamieszczajcie w tej zakładce. Dziękuję za komentarze i liczę, że będzie ich coraz więcej. 
Jeszcze takie małe pytanko... czy, któraś z was zajmuje się może robieniem szablonów czy czymś takim? Przydałoby się tutaj coś ciekawego ;)

sobota, 14 lipca 2012

Rozdział 2. Musiałam wyjechać.

Rano musiała obudzić mnie mama, żebym nie spóźniła się na zakupy. Przez tą zmianę czasu jestem kompletnie wykończona. Na 11 byłam umówiona z dziewczynami na lunch a po nim na szalone zakupy. Przeszła mi ochota na ten „powrót w wielkim stylu”, ale nadal musiałam kupić jakąś fajną sukienkę. Przywiozłam kilka z Włoch, ale chcę zostawić je na inne okazje choć buty, które tam kupiłam z pewnością dziś wykorzystam. Jestem dosyć wysoka mimo tego pozwoliłam sobie na wysokie szpilki na platformie w kolorze nude. Może nie jest to szał tego lata, ale bardzo mi się podobają. Wzięłam szybki prysznic i żeby nie przedłużać postanowiłam pojechać do centrum samochodem. Szukałam kluczyków w szufladzie komody gdzie zawsze były, ale nie mogłam ich znaleźć.
- Mamo!
- Tak?
- Gdzie są kluczyki do mojego samochodu?
- Tata musiał sprzedać swój i dlatego ostatnio korzysta z twojego. Jeśli tak śpieszy ci się na zakupy weź mój, ja dziś nigdzie się nie wybieram.
- Ok, pa – krzyknęłam i wybiegłam z domu. Na podjeździe czekało na mnie białe bmw mamy. Przez ten rok nie miałam okazji usiąść za kierownicą, ale szybko przypomniałam sobie podstawy. Po dwudziestu minutach byłam już na miejscu. Dziewczyny czekały już na mnie w restauracji. Po szybkim lunchu ruszyłyśmy w wir zakupów. Dawno nie byłam na takich zakupach. Prawie zapomniałam jak to się robi. We Włoszech zazwyczaj nie miałam z kim chodzić do sklepów. Ciocia kupowała rzeczy gdzieś na bazarze a koleżanki z klasy… właściwie ich nie miałam. Co prawda kolegowałam się z Anną, ale tylko dlatego, że ona nie miała za dużo koleżanek a ja byłam tam zupełnie nowa. Właściwie utrzymywałyśmy kontakty tylko w szkole. Po lekcjach od czasu do czasu chodziłam na randki z chłopakami, ale nie mogłam zapomnieć i Thomasie i o tym jak się wobec niego zachowałam. Wyjechałam bez pożegnania na rok i nawet raz do niego nie napisałam czy zadzwoniłam. Kilka razy chciałam to zrobić, ale w ostateczności nie miałam pojęcia jak zareaguje i wolałam nie ryzykować. Bałam się tego co może mi powiedzieć, że mogę tego nie znieść dlatego próbowałam o nim zapomnieć co nie było łatwe. Właściwie nigdy to mi się nie udało. Kupiłam kilka bluzek, spódniczkę i sukienkę na dzisiejszy wieczór. Według dziewczyn wyglądam w niej bosko. Pudrowy róż, koktajlowa na jedno ramię z falbankami. Do tego zakupiłam torebkę na wyprzedaży od Christiana Diora. Po udanych zakupach wróciłam do domu i zaczęłam przyszykowania na festyn. Zjadłam obiad z mamą i poszłam wziąć prysznic. włosy spięłam w wysokiego koczka wypuszczając kilka pasemek, pomalowałam paznokcie na czerwono, umalowałam się a usta pociągnęłam różowym błyszczykiem. Zamówiłam taksówkę i pojechałam prosto do Weston park. Przy wejściu zobaczyłam kilku znajomych. Poczułam, że wracam do życia. Przy bramie wejściowej spotkałam Alyssę koleżankę z klasy. Słynęła z tego, że w 9 klasie przespała się z chłopakiem jej najlepszej przyjaciółki – Taylor. Oczywiście szybko straciła najlepszą przyjaciółkę a Kevin-ten chłopak- zwyczajnie ją olał. Tym sposobem została szybko zmieszana z błotem. Próbowałam jej jakoś pomóc, ale nie chciała tego, więc nie miałam zamiaru roić tego na siłę. Po chwili znalazłam Bellę. Zauważyłam, że przez ten czas kiedy jej nie widziałam wydoroślała. Wyglądała znacznie lepiej. Po kilku minutach doszła do nas Alice.
- Idziemy pod scenę? – wykrzyczała do nas.
- Kto gra? – spróbowałam zapytać, ale nie usłyszały więc musiałam krzyknąć.
- The BEP. – odpowiedziała mi Bella.
Podeszłyśmy bliżej sceny i już kompletnie nic nie słyszałam. Zaczęłyśmy tańczyć i po kilki piosenkach było mi strasznie gorąco. Odeszłam od dziewczyn i poszłam zamówić drinki. Usiadłam przy barze próbowałam trochę odetchnąć przede kolejnym tańcem. Rozejrzałam się po tłumie ludzi w poszukiwaniu kogoś znajomego. Osób było coraz więcej a festyn nie trwał jeszcze nawet dwóch godzin. Czekałam na dziewczyny i powoli piłam mojego drinka co jakiś czas zerkając w stronę przybywających ludzi. Kiedy tak siedziałam przy barze po drugiej stronie zauważyłam znajomą mi osobę. Niestety siedział tyłem, ale byłam prawie pewna, że to on. Gdy się odwrócił wtedy byłam pewna. Thomas siedział naprzeciwko mnie, ale chyba jeszcze nie zwrócił na mnie uwagi. Z jednej strony chciałam aby w końcu skierował wzrok w moją stronę, ale z drugiej cały czas miałam obawy jak zareaguje. Przyglądałam się mu i po kilku minutach podeszła do niego dziewczyna. Corrie. Pocałowała do w policzek i usiadła na krzesełku obok. Myślałam, że wykipię ze złości, ale próbowałam opanować emocje. Nadal siedziałam na moim miejscu i bacznie ich obserwowałam. Spostrzegłam, iż Tommy wcale nie jest nią tak zainteresowany natomiast ona nim bardzo. Wypiłam drinka do końca i już miałam odchodzić kiedy odwrócił wzrok. Zauważył mnie i na chwilę przestałam oddychać. Zamarłam i nie miałam zielonego pojęcia co robić. W pierwszej chwili wyglądał na bardzo zaskoczonego i chyba nawet lekko się ucieszył, ale nie trwało to długo. Pewnie dotarło do niego co zrobiłam i natychmiast zwrócił się do Corrie. Powiedział jej kilka słów na ucho a potem odeszli tańczyć. Tak jak myślałam, nie chciał mnie znać. Zapłaciłam i odeszłam od baru poszukać dziewczyn. Tańczyły niedaleko sceny, więc nie trudno było je zauważyć. Podeszłam do nich, ale nie miałam ochoty tańczyć. Niemal od razu to wyczuły.
- Co jest? – zapytała Bella.
- Nie mam ochoty tańczyć. Chyba będę się zbierać.
- Widziałaś Thomasa? – zgadła Alice.
- Tak. – odpowiedziałam i poczułam napływające do moich oczu łzy.
- Chodźmy stąd.
Złapała mnie za rękę jak małą dziewczynkę i zaprowadziła w spokojne miejsce. Posadziły mnie na ławce po czym usiadły obok. Pozwoliłam aby łzy popłynęły po mojej twarzy. Nie mogłam wytrzymać takiego upokorzenia. Mogłam się tego spodziewać w końcu ja też nie czekałabym na niego z utęsknieniem, ale mimo wszystko to boli. Dziewczyny przytuliły mnie. Dobrze, że przynajmniej one nie zostawiły mnie na pastwę losu.
- Słuchaj nie możesz tak tutaj siedzieć. – zaczęła Alice a Bella cały czas jej przytakiwała.
- Nie chcę nigdzie iść.
- Musisz z nim porozmawiać i tyle. Jeśli nie wyjaśnicie sobie tego wszystkiego teraz… lepszej okazji chyba nie będzie. Bella – dała jej znak, ale nie chciałam nawet pytać o co chodzi. Po prostu wstała i odeszła a ja zostałam z Alice. Podała mi chusteczki i pomogła poprawić makijaż. Kiedy ogarnęłam jako tako mój wygląd wróciła Bella z… Thomasem. Stał naprzeciwko mnie jak zwykle wyglądał nieziemsko. Spojrzał mi prosto w oczy aż poczułam dreszcze. Chciałam móc go przytulić, ale nie mogłam…
- Zostawimy was samych. – dziewczyny odeszły. Odprowadziłam ich wzrokiem czekając aż będą już wystarczająco daleko, aby nic nie usłyszały mimo, że pewnie i tak opowiem im całą rozmowę, jednocześnie próbowałam wymyśleć jakiś początek naszej rozmowy.
- Cieszę się, że przyszedłeś – zaczęłam, ale nic nie odpowiedział. Stał i nadal przenikał mnie swoimi czarnymi oczami. Kontynuowałam - po pierwsze przepraszam cię za wszystko. Za to, że zniknęłam na rok bez słowa i nie odezwałam się do ciebie ani razu…
- Myślisz, że teraz kiedy wróciłaś wszystko znów będzie po twojej myśli? Że wrócę do ciebie i znów będziemy razem?
- Nie… - wyszeptałam, choć w głębi serca nadal miałam nadzieję, że wrócimy do siebie.
- Wiesz ile czekałem na jakikolwiek znak z twojej strony? Codziennie chodziłem do twojego domu, ale tylko zbywano mnie półsłówkami. Pytałem dziewczyn, ale też twierdziły, że nie mogą mi nic powiedzieć. Czułem się wtedy jak porzucona zabawka, którą ty się zabawiłaś.
- Dla mnie też nie było to łatwe. Myślisz, że chciałam stąd wyjechać? Nie! Nie chciałam, zostałam do tego zmuszona i tyle. Nie miałam prawa wyboru, z nikim prócz rodziców nie miałam kontaktu i ty myślisz, że mi było łatwo?! To nie ciebie wywieźli na drugi koniec świata z nieznanego powodu.
- Gdybyś mnie kochała cokolwiek byś zrobiła.
- Czy ty tego nie możesz zrozumieć?! Wyjechałam, bo cię kochałam. Zostając tu naraziłabym was wszystkich na wielkie niebezpieczeństwo, dlatego nikt z was nie mógł wiedzieć gdzie jestem. – przerwał mi dzwonek telefonu.
- Corrie dzwoni, muszę już iść. Spotkajmy się jutro w naszym barze o 12stej. – nie odpowiedziałam mu nic, ale to, że przyjdę było niemalże pewne. Kiedy odszedł wróciłam do dziewczyn i próbowałam bawić się dalej.